Tag

podróże z dzieckiem

Browsing

Lasy deszczowe w Australii

Przed wyjaz­dem w out­back chcie­li­śmy odwie­dzić austra­lij­skie lasy desz­czo­we. Wybra­li­śmy dwa miej­sca pole­ca­ne nam przez lokal­nych miesz­kań­ców. Były to dwa par­ki naro­do­we — Park Naro­do­wy Laming­ton oraz Park Naro­do­wy Dorringo.

Park Narodowy Lamington

Park Narodowy Lamington
Park Naro­do­wy Lamington

Do par­ku doje­cha­li­śmy kie­dy zaczy­nał padać deszcz. Nie padał moc­no, ale patrząc na chmu­ry widać było, że na pew­no mniej padać nie będzie. Mimo wszyst­ko posta­no­wi­li­śmy wyjść na szlak. Szlak pro­wa­dzą­cy przez las desz­czo­wy był bar­dzo pięk­ny, mimo że desz­czu było wię­cej i wię­cej. Pro­blem poja­wił się nie­co póź­niej, kie­dy scho­dząc w dół tem­pe­ra­tu­ra zaczę­ła się pod­no­sić, było coraz bar­dziej wil­got­no. W tym momen­cie zaczę­ły poja­wiać się żyjąt­ka, na któ­re cze­ka­li­śmy — wie­dzie­li­śmy, że będą — nie wie­dzie­li­śmy jed­nak jak szyb­ko się poka­żą. PIJAWKI !!!

Park Narodowy Lamington
Park Naro­do­wy Lamington

Zaczę­ły przy­le­piać się do butów, spodni, kur­tek. Na począt­ku było dość łatwo — nie było ich dużo. Wystar­czył zwy­kły pstry­czek i już — pijaw­ka była na zie­mi. Chwi­lę póź­niej jed­nak, kie­dy roz­pa­da­ło się już na dobre i zaczę­ło moc­no grzmiać, pija­wek było wię­cej i wię­cej. Bro­dząc w bło­cie, prze­mo­cze­ni pod­ję­li­śmy decy­zję — odwrót! Ruszy­li­śmy do miej­sca star­tu, gdzie prze­szli­śmy jesz­cze kawa­łek innym szla­kiem. Pada­ło tak moc­no, że zanim wró­ci­li­śmy do auta musie­li­śmy się wszy­scy prze­brać. Byli­śmy prze­mo­cze­ni do suchej nit­ki. Było cięż­ko, ale było war­to!! Bogat­si o kolej­ne doświad­cze­nia opu­ści­li­śmy park w kie­run­ku dal­szych wra­żeń i przygód.

Park Narodowy Dorringo

Park Narodowy Dorringo
Park Naro­do­wy Dorringo

Tutaj dotknę­li­śmy już zupeł­nie inne­go świa­ta. Tym razem nie tyl­ko nie pada­ło, ale co wię­cej szlak był dobrze przy­go­to­wa­ny — cał­ko­wi­cie inne doświad­cze­nie. Las nie był tu tak buj­ny, jak ten w Laming­ton, jed­nak nie­któ­re drze­wa robi­ły na całej naszej czwór­ce duże wra­że­nie. Po przej­ściu 3h szla­ku, na koń­cu odwie­dzi­li­śmy rów­nież sky­walk z wido­kiem z góry na znacz­ną część par­ku — było wspa­nia­le. Przy par­ku znaj­du­je się miej­sce, gdzie moż­na urzą­dzić pik­nik. Posta­no­wi­li­śmy sko­rzy­stać z tej moż­li­wo­ści. Bistro prze­dłu­ży­ło nam się do tego stop­nia, że było już ciem­no i w pew­nej chwi­li w całym kom­plek­sie par­ku włą­czył się alarm. Cze­ka­li­śmy tyl­ko kie­dy przy­je­dzie ochro­na. Pospie­szy­li­śmy się z posił­kiem i poje­cha­li­śmy szu­kać kolej­ne­go noclegu.

Poni­żej zmiesz­cza­my wybra­ne zdję­cia z obu parków.

Mana — jed­na z wie­lu pięk­nych wysp Fidżi. To tutaj wła­śnie posta­no­wi­li­śmy spę­dzić pół­me­tek nasze podró­ży. Chcie­li­śmy nała­do­wać aku­mu­la­to­ry na następ­ne przy­go­dy i wyzwa­nia. Mie­li­śmy tam swój domek, czy­li bure i spę­dzi­li­śmy w nim czte­ry noce. W cenie mie­li­śmy posił­ki, więc tą kwe­stią po raz pierw­szy nie musie­li­śmy się już mar­twić. Nie musie­li­śmy goto­wać, robić zaku­pów i myśleć, gdzie poje­dzie­my, co będzie­my robić, bo wyspa jest dość mała więc oprócz nur­ko­wa­nia i snor­klo­wa­nia zosta­je  tyl­ko pla­ża. Dzie­ci bar­dzo się cieszyły.

Dzieci na Fidżi
Dzie­ci na Fidżi

Pierw­szy nasz spa­cer po pla­ży nas tro­chę roz­cza­ro­wał. Zaczę­li­śmy zbie­rać szkła z pla­ży, ale po 15 minu­tach prze­sta­li­śmy, bo było tego dość spo­ro. Wró­ci­li­śmy do dom­ku i poczu­li­śmy dziw­ny zapach. Oka­za­ło się, że nie­da­le­ko nasze­go dom­ku pali się ogni­sko ze śmie­cia­mi. Wszyst­ko to co tury­ści zosta­wia­ją idzie do ogni­ska. Pali­ły się więc butel­ki pla­sti­ko­we, pam­per­sy i wie­le innych. Tro­chę nas to zdzi­wi­ło. Na wyspie miesz­ka­ją ludzie — jest szko­ła i kościół.

Śmieci na Fidżi
Śmie­ci na Fidżi

Nasz domek był mię­dzy dom­ka­mi tubyl­ców, dzię­ki cze­mu mogli­śmy obser­wo­wać jak wyglą­da ich życie. Na wio­sce jest spo­ro dzie­ci, odwie­dzi­li­śmy je w szko­le. Zoba­czy­li­śmy kla­sy, roz­ma­wia­li­śmy z nauczy­cie­la­mi i dzieć­mi. Dzie­ci  są bar­dzo otwar­te i szyb­ko zaczę­ły z nami roz­ma­wiać. Zapa­mię­ta­ły też nasze imio­na. Mię­li­smy dla nich odbla­ski z gmi­ny Trzeb­ni­ca, więc dzie­ci bar­dzo się ucieszyły.

Prezenty dla dzieci na Fidżi
Pre­zen­ty dla dzie­ci na Fidżi

Na wyspie rosły duże drze­wa man­go. Wszyst­kie dzie­ci razem z naszy­mi dokar­mia­ły się owo­ca­mi. Zosta­li­śmy też obda­ro­wa­ni całą miską man­go. Ludzie miesz­ka­ją­cy na wyspie Mana są otwar­ci, kon­tak­to­wi i zawsze uśmiech­nię­ci. Panie noszą kwia­ty we wło­sach. Żyją z tury­sty­ki więc maja przy pla­ży małe kra­my z biżu­te­rią i pamiąt­ka­mi. Świet­nie też sma­ku­ją koko­sy na wyspie.

Kramy na Fidżi
Kra­my na Fidżi

Na pla­że cho­dzi­li­śmy do sąsied­nie­go resor­tu któ­ry był pro­wa­dzo­ny przez Japoń­czy­ka. Jego resort jest oddzie­lo­ny ogro­dze­niem i tyl­ko pla­ża jest dostęp­na dla wszyst­kich. Pla­ża rze­czy­wi­ście czy­sta więc spo­koj­nie moż­na było się kąpać i nur­ko­wać. Od razu przy pla­ży była pięk­na rafa.

Aby wybrać się na wyciecz­kę wokół wyspy musie­li­śmy iść tyl­ko pla­żą, gdzie miej­sca­mi przej­ście było kamie­ni­ste i utrud­nio­ne. Całą wyspę moż­na obejść w 3–4h.  Było bar­dzo gorą­co i zabra­li­śmy za mało wody, po czym wyda­rzy­ło się coś, co nas mile zasko­czy­ło. Zain­te­re­so­wa­nych odsy­ła­my do fil­mi­ku poniżej.

W cią­gu 4 dni uda­ło nam się 2 razy zanur­ko­wać — rów­nież z reki­na­mi (nagra­nie poni­żej). Pod­wod­ny świat jest prze­pięk­ny. Dzie­ci przy pla­ży snor­klo­wa­ły i rów­nież były zachwy­co­ne. Cały ten czas na  wyspie minął nam bar­dzo spo­koj­nie — napraw­dę wypo­czę­li­śmy i nała­do­wa­li­śmy bate­rie na następ­ne 6 mie­się­cy. Kuch­nia była wyśmie­ni­ta, pogo­da nam dopi­sa­ła. Wra­ca­jąc z wyspy morze było wzbu­rzo­ne, więc mie­li­śmy trosz­kę wię­cej wrażeń 🙂

Pod­czas naszej podró­ży jeste­śmy bar­dzo ela­stycz­ni. Może­my zmie­niać nasz plan podró­ży z dnia na dzień. Takie podej­ście pozwa­la nam wyko­rzy­sty­wać sytu­acje, któ­re w przy­pad­ku sztyw­ne­go pla­nu były­by nie­moż­li­we do zre­ali­zo­wa­nia. Tak wła­śnie było i tym razem.

Ostat­ni week­end spę­dzi­li­śmy na festi­wa­lu balo­nów w Albuquerque!!

Zosta­li­śmy tam zapro­sze­ni przez Car­la, któ­re­go pozna­li­śmy w sta­nie Mon­ta­na. Festi­wal odby­wa się co roku od 45 lat w sta­nie Nowy Mek­syk. Tysią­ce ludzi przy­jeż­dża tam z całe­go świa­ta. Koszt impre­zy to 10 dola­rów od oso­by, dzie­ci do 12 roku nie pła­cą.  Festi­wal trwa tydzień, balo­ny wzno­szą się od 7 rano, cho­ciaż przy­go­to­wa­nia zaczy­na­ją się dużo wcze­śniej. W tym roku było oko­ło 700 balo­nów. My wsta­li­śmy po 4 rano, żeby przed 6 być już na miej­scu. Kor­ki nas nie omi­nę­ły, cho­ciaż trze­ba przy­znać, że orga­ni­za­cja była na wyso­kim pozio­mie. Pierw­sze balo­ny poka­zo­we star­tu­ją jesz­cze jak jest ciem­no. Wyglą­da to wspa­nia­le.   

Ofi­cjal­nie pierw­szy balon wzniósł się o  7 rano — był z fla­gą USA i hymnem.

Balony w Albuquerque
Balo­ny w Albuquerque

Na pal­cu zapa­no­wa­ła gro­bo­wa cisza. Póż­niej przez następ­ne 3–4 godzi­ny star­to­wa­ły się następ­ne. Nasze gło­wy przez cały czas wznie­sio­ne były ku górze. Nawet nie wyobra­ża­li­śmy sobie, że takie kształ­ty balo­nów mogą ist­nieć i potra­fią latać. Naj­więk­szą nie­spo­dzian­ką był moto­cykl — napraw­dę ogrom­ny. Te wiel­kie róż­no­kształt­ne balo­ny z racji swo­ich gaba­ry­tów mają krót­ki lot. Te typo­we wzno­szą się i lecą, aż zni­ka­ją z zasię­gu wzroku.

Cie­ka­wost­ką jest to, że w miej­scu gdzie star­tu­ją balo­ny wystę­pu­je zja­wi­sko pudeł­ka — “Albu­qu­erque box”.  To pudeł­ko — box, to prze­wi­dy­wal­ne wia­try, któ­re pozwa­la­ją na odpo­wied­nią nawi­ga­cję balo­nem. Na niskich wyso­ko­ściach wiatr jest połu­dnio­wy, a na wyż­szych jest pół­noc­ny.  Pilot balo­nu może dzię­ki temu nawi­go­wać w ten spo­sób, aby wystar­to­wać i wylą­do­wać w tym samym miej­scu. Widzie­li­śmy wie­le balo­nów, któ­re wła­śnie w ten spo­sób koń­czy­ły swój lot.

Poni­żej przed­sta­wia­my krót­ki film — rela­cje z naszej wizy­ty na 45-tych mię­dzy­na­ro­do­wych poka­zach balo­nów w Albu­qu­erque w Nowym Meksyku:

 

Dla nas był to jeden z naj­bar­dziej kolo­ro­wych dni. Nie­za­po­mnia­ne wra­że­nie. Dzię­ku­je­my Carl 🙂

Balony w Albuquerque
My na balonach

 

Translate »
Zapisz się do naszego newslettera
Chcesz być na bieżąco? Wpisz poniżej swój email i dostawaj jako pierwszy informacje o naszych wpisach!
Szanujemy Twoją prywatność